sobota, 7 czerwca 2014

03. "Pomóc Jani" - czyli o bezgranicznej miłości rodzicielskiej.



      Tę książkę wysłała mi pocztą moja internetowa przyjaciółka. Tak się złożyło, że zaczęłyśmy wymieniać listy. Nie będę dziś poruszać tematu internetowych przyjaźni – w końcu to temat rzeka, a ja chciałabym się dzisiaj streścić, nawiążę jednak do ciekawej dyskusji, która rozwinęła się między nami. Kiedy napisałam Asi, że chciałabym w przyszłości obracać się w dziedzinie psychologii szeroko rozumianej, spytała mnie, czy miałam już doświadczenie z osobą z jakimkolwiek zaburzeniem psychicznym. Pomijając fakt, że autyzm nie jest chorobą psychiczną, odpowiedziałam na to pytanie twierdząco. Moja daleka kuzynka jest dzieckiem autystycznym. Jest ode mnie młodsza o dwa dni, z tego też powodu można powiedzieć, że od dziecka obserwuję jej zachowanie. Przez tyle lat doszłam do wniosku, że na największą uwagę zasługuje postawa jej rodziców. Nigdy nie narzekają na swój los, optymistycznie widzą dość pesymistyczną przyszłość swego dziecka, bezgranicznie kochają swą córkę. Asia, moja internetowa przyjaciółka, czytając o rodzicach mojej kuzynki, wiedziała, co mi polecić. Książka, którą mi wysłała, doskonale pokazuje, że rodziców kochających bezgranicznie swoje chore dziecko, jest na tym świecie o wiele, wiele więcej.
     Jani, January – kilkuletnia dziewczynka, już jako dwuletnie dziecko wykazuje zdolności, których nie ma żaden jej rówieśnik. Umie obliczyć skomplikowane działania, jest niesłychanie mądra oraz osiąga wysoki wynik w teście na inteligencję. Jej ojciec jest bardzo zadowolony – widzi przyszłość Jani w świetlanych barwach, wyobraża sobie córkę w otoczeniu najmądrzejszych ludzi na świecie. Jednak jest coś, co spędza mu sen z powiek – córka ma zbyt wybujałą wyobraźnię. Jej dolegliwości stale się pogłębiają. Staje się agresywna, ma problem z rozróżnieniem rzeczywistości od fantazji. Rodzice interweniują. Udają się do lekarzy, szpitali, jednak nikt nie jest w stanie pomóc Jani. Sytuacja dziewczynki staje się coraz gorsza, dziecko zaczyna stanowić zagrożenie dla innych. Tata nie poddaje się. W obliczu obojętności, która spotyka go ze strony personelu medycznego, nie zakłada rąk, lecz stale szuka odpowiedzi na najważniejsze pytanie – co dolega Jani?
     Książka autorstwa Michaela Schofielda bardzo mną wstrząsnęła. Zdałam sobie sprawę z ogromnego trudu, który muszą włożyć rodzice w wychowanie swojego chorego dziecka. Oni nigdy nie zobaczą swojego maleństwa bawiącego się w otoczeniu rówieśników, czy doskonale odnajdującego się w społeczeństwie. Zawsze będą mieć świadomość , że ich dziecko jest inne. Czy oddadzą swoje życie, aby dać mu to, czego najbardziej potrzebuje – miłość? Na te oraz inne pytania odpowie nam książka „Pomóc Jani”, którą gorąco polecam.

 ~~*~~*~~*~~*~~
     Bardzo, ale to bardzo mam ochotę umieścić tu coś osobistego. Mam pełno zapisków, które kurzą się w szufladach lub w komputerze, ale nigdy nie ujrzały światła dziennego. Nie wiem, czy nadają się do publikacji, ale spróbuję - w końcu co mi szkodzi?

     A tymczasem - słonecznego weekendu! Ja jadę się poopalać nad jezioro. Mimo, że najlepsza kuchnia to dla mnie kuchnia śródziemnomorska, a najlepszą filozofię życiową prezentują według mnie Włosi, nie znoszę upałów. Ale co tam, w końcu trzeba wyjść z nagrzanej norki na poddaszu oraz wystawić buzię do słońca ;)

 

 For tomorrow may rain so
I'll follow the sun.

środa, 28 maja 2014

02. PapieroSY(F)?



     Przyznam się bez bicia – mimo, że nie stuknęła mi jeszcze nawet dziewiętnastka, lubię sobie zapalić. Kiedy tylko znajduję się w towarzystwie niepalącego, jego wzrok mówi sam za siebie – „Jak ona może palić, przecież to śmierdzi, jest niezdrowne, fuj!”. Otóż nie będę się oszukiwać – tak, papierosy śmierdzą, są niezdrowe, powodują raka oraz prowadzą często do śmierci. Tak zresztą, jak wiele innych rzeczy, które atakują nas swoją szkodliwością – fast-foody, alkohol, szkodliwe substancje w powietrzu i wiele, wiele innych. Co ludzie widzą w papierosach?
      Mój pierwszy papieros zapalony był w piątej klasie podstawówki. Razem z koleżankami przetransportowałyśmy jednego papieroska w starannie zapakowanej chusteczce (bałyśmy się, że nauczyciele wyczują). Paląc go, krztusiłyśmy się, a łzy pojawiły się w naszych oczach. Pomyślałam wtedy – ohyda, nigdy więcej. Ale jednak. Przyszły czasy gimnazjum (vel. gimbazy), wyjeżdżało się na obozy, a tam do szumu morza oraz piwka w ręce brakowało tylko papierosa. Nieco później nastał kryzys dojrzewania, a co za tym idzie, kłótnie z rodzicami. Zapaliło się zielone światełko i chęć udowodnienia im czegoś. „Ha, jeśli oni mogą na mnie krzyczeć, to ja mogę palić!”. Do dziś nie wiem, czy to była przekora, czy też moża głupia próba zwrócenia na siebie uwagi. Szybko z tym nawykiem skończyłam i już przez długi czas mówiłam papierosom: nie. Nastała druga klasa liceum, wyjazdy, imprezy, piękne momenty i papieros z powrotem powrócił do mojego życia. Towarzyszył mi, kiedy przeżywałam najpiękniejsze momenty swego życia oraz był moją pociechą w smutku.  Od tego czasu właśnie palę. Czasem trzy papierosy na tydzień, czasem trzy dziennie, jednak stale fajka przewija się przez moje życie. I choćbym mówiła jej NIE, ona stale o sobie przypomina. Jestem pewna, że kiedyś o niej zapomnę. Obiecałam sobie, że jeśli dojdzie do wypalania jednej paczki podczas dwóch dni, skończę z tym na zawsze. A co jeśli papierosy nie dadzą mi o sobie zapomnieć? Wtedy stoczymy ze sobą walkę, którą toczymy już od dłuższego czasu.
     Moją konkluzją jest pewna myśl – nigdy nie mów nigdy. Ja również nie rozumiałam palaczy. Seria niefortunnych zdarzeń doprowadziła mnie jednak do tego momentu, w którym pewna rzecz staje się dla mnie klarowna i zrozumiała. Palę, bo lubię. Nie bo szpan, nie bo stres,  nie bo „tak”. I każdy, kto choć raz czuł, że lubi, a nie musi, doskonale się ze mną zgodzi. Zgodzi się też, że łatwo jest zacząć, ale trudno jest skończyć.

~~*~~*~~*~~*~~
     Zaszalałam z tymi rozdaniami. Kiedy tylko widzę konkursy, w których można wygrać lakiery do paznokci, moje oczy stają się jak pięciozłotówki. To jeszcze większy nałóg, niż wszystkie, które w ogóle posiadam.


poniedziałek, 26 maja 2014

01. Wielka przygoda niewielkiego bloga.

     Czasem mamy nieodpartą chęć podzielenia się swym światem wraz z ludźmi, którzy są nam nieznani. Nie boimy się, że zbłaźnimy się przed nimi, ponieważ zawsze chroni nas ekran komputera, za którym kryje się nasza anonimowość. Ja, po części mizantrop*, postanowiłam właśnie dziś założyć bloga i właśnie dziś dać upust wszelkim emocjom, dzieląc się nimi z Wami. Cóż za paradoks, że właśnie ja tego potrzebuję, kiedy zazwyczaj stronię od wyznawania swoich emocji osobom nieznajomym. Abstrachując... - jak zdefiniować moje "ja"? .

Jestem...
  • tegoroczną maturzystką;
  • najprawdopodobniej przyszłą studentką psychologii, prawa bądź geografii (lub wszelakich kierunków pokrewnych);
  • wielką miłośniczką Szkocji oraz innych państw celtyckich;
  • podróżnikiem;
  • pianistką, flecistką oraz początkującą gitarzystką i akordeonistką;
  • melancholikiem, trochę pesymistką i trochę mizantropem;
  • zwolennikiem książek, szczególnie fantastycznych;
  • fanką "Gry o tron", "Władcy Pierścieni";
  • pasjonatem geografii;
  • kibicem Realu Madryt;
  • fanką lakierów do paznokci, uzależnioną od ich kupowania;
  • blondynką (i to w dodatku ciemną).
Mój blog...
  • jest swoistym rozrachunkiem z osobowością człowieka i z własnymi myślami;
  • ma na celu zarażenie swoimi pasjami innych czytelników;
  • ma pokazać, że życie jest różnorodne, a ilość kombinacji, dzięki którym możemy je przeżyć, jest ogromna.
     Przygodę z blogowaniem czas zacząć! Czy dam radę? Wypada odpowiedzieć - MAM TĘ MOC!



*mizantrop  – pojęcie ogólnie określające niechęć do gatunku ludzkiego. Nie jest to uczucie skierowane do poszczególnych jednostek, ale do ogółu populacji. Czy pasuje do mnie? O tym przekonamy się później :)
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony